czwartek, 26 marca 2020

Raport ostatni

Klerycy

Mam już dość, poznałam dzisiaj mroczną komunistyczną stronę mojej drużyny. Nie trzyma mnie przy nich żadna misja. Demon uciekł, więc wracam do Levandii. Wojna wisi w powietrzu.

Sara von Tyffane

0

Raport czwarty

Towarzysze    

Przepraszam za poprzedni raport. Byłam ogarnięta gniewem i nie panowałam nad sobą. Chodzi o to, że cel naszej misji - demon - uciekł. Najprawdopodobniej zawiodłam, ale mam chociaż trochę potrzebnych informacji. Proszę więc zignorować poprzedni raport - nie chcemy wywoływać wojny. Wydaje mi się, że "Nie ma demona. Nie ma zagrożenia. Nie ma problemu".

Sara von Tyffane

0

poniedziałek, 23 marca 2020

Wpis drugi

Ku mojemu zaskoczeniu, to stało się ponownie.

Ostatnie, co sobie przypominam to przygotowania do akcji. Dotarliśmy pod garnizon i zaczailiśmy się w pobliskim lesie, oczekując na przybycie wsparcia. Wraz z Papadopoulosem podłożyliśmy dynamit pod jedną z wież przy pierwszej bramie, przed mostem który wcześniej też osłabiłem.

Następne wspomnienia to jakieś strzępy - prawie tak jakbym upił się Prestonówką z plecaka barda i ocknął się gdzieś pod koniec zabawy. Dlaczego pod koniec? Bo przede mną, na ziemi klęczało dziesięcioro żołnierzy przywiązanych ze sobą linami, a wśród nich znajdował się także Maciej. Papadopoulos wygłaszał jakieś przemówienia o królu i pieniądzach, którego nie miałem siły słuchać. Przed tym pamiętam też podawanie bardowi jednego z eliksirów leczących z mojego plecaka - ale nie wiem dlaczego miałby go potrzebować, bo nie pamiętam żeby tego wieczoru doznał jakichś obrażeń. Zrobiłem to tylko po to, żeby dał mi spokój i odszedł, bo czułem się jakbym miał zaraz zwymiotować.

Moja głowa była tak ciężka, jakbym nie spał od co najmniej kilku dni, a ręce drżały. Nieopodal zauważyłem Sarę, chyba jedyną osobę, której mógłbym powierzyć swój sekret krótkiej pamięci. Wyraźnie dałem jej znać, że chcę pogadać i zdecydowanie to zauważyła, ale zignorowała mnie i dołączyła do przemowy barda. Nie chciało mi się w to wierzyć. Pragnąłem jej zaufać i podzielić się swoimi problemami, a zostałem tak odtrącony. Przez chwilę moja głowa płonęła.

Po kilku minutach uspokoiłem się i wstałem z ziemi, żeby odejść od tych ludzi jak najdalej mogłem. Niestety, nie mogłem odejść zbyt daleko. Udałem się więc na jedną z wież strażniczych, skierowanych w stronę kamiennego mostu, za którym znajdował się mój dom. Widziałem z niej też wszystkie uszkodzone struktury garnizonu: drewniany most za pierwszą bramą, na który runęła wieża strażnicza, pod którą podłożyliśmy dynamit, a także część spalonego muru i kolejną doszczętnie zmasakrowaną ogniem wieżę. Nie wiem co działo się tu przez te kilka godzin, które mi umknęły, ale zdecydowanie działo się dużo.

Pisząc to spojrzałem na swoje dłonie. Były pokryte krwią i z tego co mi wiadomo nie moją. Moje ubrania za to w pewnych miejscach noszą na sobie pewne ślady, co do których pochodzenia nie mam najmniejszego pojęcia.

Obawiam się, że te utraty pamięci mogą dotknąć mnie kiedyś, kiedy naprawdę bym tego nie chciał. Co jeśli udam się któregoś dnia do Arveene, a następnego dnia w ogóle nie będę o tym pamiętał? Co jeśli zrobię wtedy coś okropnego?

Nie chcę o tym myśleć. Muszę teraz skupić się na odnalezieniu ojca. Przede wszystkim muszę dostać się do rezydencji Tallstagów i wyjaśnić całą tę sytuację z jego domniemanym morderstwem. Na pewno nikt go nie zabił, może wyjechał w jakichś pilnych interesach i nie miał czasu nikogo poinformować. W końcu nie odnaleziono jego



Muszę wyprawić w sobie nawyk pisania w tym dzienniku. Któregoś razu mogę nawet nie zorientować się, że robiłem coś, czego nie pamiętam. Na teraz muszę już kończyć, bo widzę że zmierza do mnie elfka. Ciekawe czego chce. Może przeprosi za swoją ignorancję i mnie wysłucha.

0

czwartek, 19 marca 2020

Raport trzeci

Towarzysze    

Jako dyplomatka i emisariuszka z zakonu Brightforest zostałam znieważona przez royalistów. Obecność elfiej kleryczki spotkała sie z groźbami śmierci i brakiem pomocy w śledztwie. Jest to oczywisty znak prowokacji i agresji ze strony ludzi. Zakon nie może przystać na takie traktowanie elfów. Wnoszę o zakończenie stanu neutralności i zezwolenie na rozpoczęcie działań zbrojnych.

Sara von Tyffane

0

Raport drugi

Dzień 41
Drogi Helmucie, Arcykleryku i wodzu

Przepraszam za brak raportów, ale w wyniku wypadku trafiłam do miejsca, gdzie czas płynie inaczej. Teraz gdy wróciłam mogę zdać raport. Niestety nie jest on pozytywny, nasz jeniec zdobył pewien przedmiot, który nazywa "Latarnią". Nie wiem do czego służy, ale możliwe, że zwiększa moc demona. Poza tym wydaje mi się, że pewne osoby w drużynie zaczynają coś podejrzewać. Wyślijcie mi rozkazy, muszę wiedzieć co teraz robić.

Sara von Tyffane

0

wtorek, 17 marca 2020

Wiadomość dla Gillberta

Drogi Gillbercie    

Wyruszam aby pomóc przyjacielowi Karlowi. Jest on klerykiem. Poradzę sobie. Pozdrów ode mnie drużynę.

Sara von Tyffane

0

Zaproszenie do współpracy handlowej

Zaproszenie do współpracy handlowej    

Głowa rodu Helder proponuje współpracę na polu handlowym Wielmożnemu Panu Blake'owi. Ród Helder wywodzący się z miasta Berwick w centrum Królestwa Bosdonu od pokoleń szczyci się wielohektarowymi uprawami, hodowlą wielu gatunków zwierząt, a także wieloma innymi profesjami korzystnymi dla kraju jak i jego sprzymierzeńców. Ród ów pragnie zawiązać z Wielmożnym Panem umowę handlową, która przyniesie zyski obu zainteresowanym stronom.

Życzymy sobie odpowiedzi, a w razie wstępnej zgody na ustalenie dalszych kroków, to jest daty oraz miejsca spotkania przedstawicieli obu stron, które dopną szczegóły współpracy.

Z poważaniem, Malcer Helder


Datowane: rok tysiąc siedemdziesiąty piąty, dnia dwudziestego miesiąca kwietnia

0

Wpis pierwszy

Powróciłem do rodzinnych stron, jednak nie takiego powrotu się spodziewałem. Przywitała mnie Kethra i chociaż na jej twarzy widać było szczęście, coś wyraźnie ją trapiło. Kiedy dotarliśmy ojca nie było w domu, ale dołączył do nas wieczorem, kiedy siedliśmy już do kolacji. Jego wygląd zaciekawił mnie, bo chociaż ubrany był wyjściowo, jego buty i powóz nosiły na sobie wyraźne ślady podróży w plener. W tamtym czasie jednak nie przejąłem się tym, zbyt zajęty jego przywitaniem.

Spędziliśmy przyjemny wieczór w towarzystwie całej wesołej kompanii - od cichego Nulgatha i jego kościanego towarzysza Larrego, do duszy towarzystwa Papadopoulosa. Z rozmowy wywiązała się kwestia Blake'a z którym to ojciec ponoć robił jakieś interesy, a o których nigdy nie słyszałem. Tak oto przeszliśmy do głównej atrakcji wieczoru - duetu Macieja na dudach i Papadopoulosa na lutni, opowiadających nasze przygody w Bolton.

Pisząc teraz o tych czasach jest mi żal, że nie doceniałem tych ulotnych chwil radości i zabawy. Wszystko się zmieniło, odkąd udaliśmy się do tych przeklętych kopalni.

Na początku wyglądało to dość niewinnie, przynajmniej jak na zlecenie dla grupy poszukiwaczy przygód. Udało nam się dość sprawnie dostać do środka, znaleźć przebranie, pokonać kilka potworów. Przestało być śmiesznie, kiedy wtargnęliśmy do jakiegoś pomieszczenia w środku "rytuału", a w nim dojrzeliśmy związanego ojca. Zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć, kilka osób w szatach upadło na ziemię bez życia, a za ostatnim żyjącym człowiekiem pojawiła się wyrwa, z której to wylazł potwór - Bibliotekarz.

Nigdy w życiu nie widziałem takiego paskudztwa, ale też jednocześnie nigdy nie czułem się tak bardzo zdenerwowany sytuacją. Kiedy stwór porwał ze sobą mojego ojca rzuciłem się w wyrwę nie myśląc zupełnie nic innego poza tym, żeby go uratować. Nie spodziewałem się, że w ślad za mną wejdą wszyscy i że przez to narażę ich na śmiertelne niebezpieczeństwo. Nadal jest mi z tego powodu cholernie głupio, ale nie żałuję tego, co zrobiłem. Pierwszy raz w życiu górę nade mną wziął instynkt, nim zdążyłem pomyśleć.

Chociaż większość potyczki spędziłem siedząc na regale z nogami zwisającymi w dół, udało nam się dobić to stworzenie. Nie wiem co we mnie wtedy wstąpiło. Dlaczego im nie pomogłem? Dlaczego cały chaos jaki tam zaistniał nie poruszył mnie ani trochę? Nie pamiętam, nie wiem co wtedy myślałem. Gapiłem się w jedno miejsce przez cały czas, ignorując swoich walczących towarzyszy. Na szczęście nikt nie zadawał o to pytań. Nie wiem co bym im odpowiedział.

Dopiero widok mocno zranionej Sary przywrócił mnie do rzeczywistości i podrzuciłem jej jeden eliksir z mojego plecaka. Zanim to jednak zrobiłem było już dawno po walce. Zeskoczyłem wtedy z regału żeby bliżej zbadać to coś, co leżało na środku pokoju, a co okazało się być zapisanym zwojem. Nie mogłem go jednak przeczytać, bo nosił na sobie nieznane mi litery. Nie miałem nawet zbyt dużo czasu żeby się mu przyjrzeć, bo litery magicznie zniknęły.

Od tego czasu coś jest ze mną nie tak, ale nie wiem co. W pierwszej chwili poczułem ciepło, które rozprzestrzeniło się od moich stóp na całe ciało. Potem mocno zadzwoniło mi w głowie, tak mocno, że przez kilka sekund nie słyszałem nikogo innego, a moją wizję i pamięć przesłoniła mgła.

Nie pamiętam co potem robiłem. Wiem tylko, że jakimś cudem wydostaliśmy się z tego miejsca. Pamiętam, jak słońce oślepiło mnie, kiedy opuszczaliśmy kopalnie. Od tego momentu pamiętam wszystko: spotkanie tego człowieka, rozmowę z nim, drogę do domu, słowa Kethry o zaginięciu ojca. Ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, jak wyszedłem z kopalni.

Może po prostu byłem zmęczony, w końcu dużo wydarzyło się tamtego dnia. Będę prowadził ten dziennik w razie, gdyby ta sytuacja miała się powtórzyć, chociaż na to nie liczę.

0

Raport pierwszy

Drogi Helmucie, Arcykleryku i wodzu    

Udało mi się zinfiltrować drużynę w której znajduje się demon na którego polujemy. Zrobię wszystko aby nasza droga prowadziła nas do sanktuarium. Mam nadzieje, że wkrótce demoniczny jeniec znajduje się w rękach zakonu. Cierpienie sprawia mi fakt że muszę zachowywać neutralność. Wiem jednak że robię to w imieniu Larrego. Poinformuje was gdy będziemy w drodze do zakonu.

Sara von Tyffane

0