piątek, 25 grudnia 2020

Sesja druga, cz II

Pajęczy incydent    


Grupa wchodząca do tunelu, pomimo iż złożona z wrogiej do demona Nulgatha elfki Sary, oraz nowego człowieczego towarzysza Andera zgrabnie przedostała się na koniec ciasnego pomieszczenia. Wydostawszy się z ciasnych tuneli do kolejnego pomieszczenia, szybko zrozumieli, że decyzja o zabraniu ze sobą pochodni była jak najbardziej trafiona i ktokolwiek kto tak zdecydował, powinien dostać za nią nagrodę. Otóż przed nimi roztoczył się widok, który zmroziłby krew w żyłach nie jednemu doświadczonemu poszukiwaczy przygód. Była to największa z dotychczas odwiedzonych przez nich jaskiń, całkowicie pokryta srebrzystobiałymi pajęczynami, migoczącymi w świetle pochodni niczym piękne kryształy. W kilku miejscach dostrzec można było coś na kształt ciasno zawiniętych kokonów i chociaż miało zaledwie półtora metra wysokości, obrzydzało tak samo każdego członka grupy.

Szybko zaczęto się naradzać, co począć z daną sytuacją. Oczywistym wyjściem było puszczenie z dymem całego pajęczego leża (gdyż właśnie założono, iż tym było to paskudne miejsce), jednak obawiano się o skutki, jakie to może przynieść. Nie wiedzieli, jak daleko sięgają te pajęczyny, czy ogień nie wydostanie się spod kontroli i nie rozniesie się po całej grocie, w końcu czy dym nie odbierze im życia wraz z wszystkimi kreaturami czającymi się w zakamarkach tej jaskini. Po rozpatrzeniu tych wszystkich okoliczności grupa doszła do takiego wniosku - ognioodporny Nulgath będzie tym, który roznieci ogień, używając jednej z przyniesionych pochodni, podczas gdy pozostała dwójka wycofa się tunelem do poprzedniej jaskini, po czym dołączy do nich i wspólnie zaczekają na ukończenie ich dzieła. Gdyby coś poszło nie tak, kontrolująca płomienie Sara miałaby postarać się powstrzymać je przed rozprzestrzenieniem się, albo chociaż dać czas do ucieczki swoim towarzyszom.

Ku ich szczęściu akcja przebiegła bardzo sprawnie i obeszli się bez żadnych szkód. Jaskinia była wystarczająco wysoka, aby wytworzony dym osadził się na jej szczycie i nie uszkodził żadnego z poszukiwaczy przygód. Wszystko, co zaś czaiło się w ów jaskini, niezaprzeczalnie odeszło z tego świata, co potwierdzały nieznane piski i krzyki dochodzące gdzieś z daleka, odbijając się echem po pustym pomieszczeniu. Powróciwszy na miejsce mordu, obecnie wyglądające dość spokojnie i przyjaźnie, towarzysze zaczęli rozglądać się po opustoszałej jaskini. Pomimo zdolności widzenia w ciemności ani elf, ani demon nie dostrzegli w zgliszczach nic interesującego, ot popiół upadłych i pozostałości po spalonych kokonach. Ander zaś, może dzięki swojemu szczęściu, może dzięki zwykłemu przypadkowi w resztkach tego, co tu wcześniej było, odnalazł zestaw kości. Sprawnie wydedukował, że należały one zapewne do jakichś goblinów i podzielił się informacją z dwojgiem.

Rozmowa po udanym ataku początkujących piromanów kleiła się zaskakująco dobrze, doszło nawet do kilku śmiechów i ogólnej poprawy nastroju grupy. Wśród swobodnej gawędy nie spodziewali się jednak, że ta jaskinia kryje w sobie jeszcze jeden, ostatni sekret. Nagle, znikąd wzruszony czymś Ander odwrócił się w stronę odnogi jaskini, której dotąd jeszcze nie zbadali. Niedługo potem usłyszał coś jakby szmer, który z sekundy na sekundę stawał się coraz to głośniejszy, a zarazem łatwiejszy do odczytania. W momencie, kiedy wszyscy zorientowali się, co się dzieje, ich oczom ukazał się ogromny potwór, przyczepiony do sufitu do góry nogami. Jego owłosione ciało skierowane było wprost na nich, a paskudne, połyskujące w ciemności osiem ślep wpatrywało się wprost w nich.

Pierwszym, który zareagował był Nulgath - doskoczył do potwora, zadał cios (który pomimo tego, że wyglądał na potężny, nie wydawał się zadać potworowi zbyt wielkiego bólu) i już miał odskoczyć, gdy ogromny przeciwnik przemieścił się z sufitu na ścianę boczną i zaatakował kilkoma odnóżami odsłoniętego demona. Te obrażenia widocznie raniły go poważnie, gdyż Nulgath złapał się za bok i jakby skurczył się ze swoich dumnych dwóch i pół metra wysokości. Obserwujący zaistniałą sytuację z niedaleka Ander postanowił działać, gdyż wagą w tym starciu mogło być życie tej grupy - a nie chciał pozwolić im umrzeć ledwo po tym, jak go uwolnili. Gdy demon przemawiał do nadal wrogo nastawionej do niego elfki o pomoc, smukły człowiek przystąpił do kreatury i zadał jej jeden, celny cios. Padł on wprost w czaszkę potwora, przebijając się na wylot i powalając go na ziemię. Cielsko upadło z głośnym tupnięciem na ziemię, a grupa przetrwała starcie. Zwycięski Ander, choć sam nie wykonał całej pracy, pozwolił sobie na chwilę chwały, po czym pozbawił potwora wszystkich ośmiu kończyn w geście ośmieszającym poniżająco słabego jak dla niego potwora. Poturbowani, lecz wygrani powrócili do ogniska, aby zaczekać na powrót drugiej grupy i odpocząć po tej niezwykłej przygodzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz