piątek, 25 grudnia 2020

Sesja druga, cz III

Odkrycia, negocjacje, nagrody i ucieczki    


Maciej wraz z Gillbertem dotarli do wcześniej zignorowanego rozstaju dróg jaskini. Zachodnia ścieżka była tą, która prowadziła do znanego im wyjścia, południowa tą, którą właśnie przyszli, a północna i wschodnia pozostały niezbadane. Ustalili, że najpierw zbadają północną i tam też ruszyli. Niedługi tunel poprowadził ich do równie niewielkiej, prostokątnej jaskini. Wewnątrz dojrzeli stół, kocioł z czymś gotującym się w środku, a w tyle pomieszczenia również skrzynię. Podchodząc powoli do wspomnianego kotła, aby zbadać jego zawartość, próbowali zignorować przeczucie, które podpowiadało im, że czeka na nich coś, czego nie chcieliby widzieć. Przeczucie tym razem ich nie myliło, gdyż to, co dojrzeli w kotle, szybko rozpoznali jako części ludzkiego ciała. Pachniało to paskudnie, a wyglądało jeszcze gorzej, więc prędko odstąpili od kotła. Nieco pobladły Gillbert rzekł coś o ludziach, którzy wcześniej wraz z nim przetrzymywani byli w klatkach. Doszedł do wniosku, że właśnie tu dokonali swojego życia po tym, jak jeden po drugim wyprowadzani byli z jaskini przez gobliny. Gdy zniesmaczony wojownik przyglądał się niezbyt ciekawemu stołowi, Maciej postanowił przeszukać wcześniej dostrzeżoną skrzynię - a nuż trafi mu się jakiś cenny skarb. Szybko uporał się ze starym, niedziałającym już zamkiem skrzynki i otworzył ją zamaszyście. Wewnątrz odnalazł nie tylko wiele innych części ciał ludzkich, ale również coś bardziej przykuwające jego uwagę - kamień, który jak ocenił, mógł posiadać jakieś magiczne zdolności. Zabrał go ze sobą i zaproponował opuszczenie pomieszczenia towarzyszowi, na co ten prędko przytaknął. Powrócili na rozdroże, gdzie pozostała im już tylko jedna droga do odkrycia. Już mieli tam ruszyć, gdy Gillbert przerwał w pół kroku i zdecydował, że nie chce tam iść. Swojemu zadziwionemu towarzyszowi wytłumaczył, że ma złe przeczucie co do tego miejsca (a jak już się przekonali chwilę wcześniej, przeczucia warto się słuchać) i wolałby nie iść tam bez reszty grupy, tak na wszelki wypadek. Straumatyzowany poprzednimi odkryciami Maciej przystał na jego propozycję i powrócili do ogniska, aby spotkać tam drugą grupę.

Spotkanie obu grup obeszło się szybkim podzieleniem się informacją o przejściu za ścianą i stwierdzeniem, iż lepiej jednak w tych jaskiniach trzymać się razem. Toteż cała załoga ruszyła ponownie do nieistniejącego już leża pająków, aby zbadać miejsce, skąd wyszedł ich ostatni przeciwnik. Kawałek przemieszczania się ciasnymi tunelami dalej znaleźli koniec swojej podróży zwieńczony ścianą. Ponownie, jak w ostatnim przypadku ktoś dojrzał kruszejący fragment ściany i ocenił, iż można by przebić się przez nią tak samo, jak przez poprzednią. Maciej bez chwili zawahania wyciągnął swój kilof i rozpoczął przedostawanie się na drugą stronę.

Któż wie, jak ta historia mogłaby się potoczyć, gdyby nie to, czego dowiedzieli się w następnej chwili. Towarzyszący im demon dzięki swoim mocno rozwiniętym zmysłom wyczuł coś niepokojącego. Podzielił się tą obawą z resztą grupy i skupił się przez chwilę na tym, co mogło znajdować się za ów ścianą. Jego odkrycia zszokowały wszystkich i zmusiły do szybkiego podjęcia się ustalania planu działania. Istota zza ściany, czymkolwiek była, zdawała się silniejsza od kogokolwiek w ich drużynie. Na dodatek moc tej tajemniczej postaci zdawała się zwiększać z każdą sekundą. Działać trzeba było szybko i wszyscy o tym wiedzieli. Obrali pacyfistyczne podejście, gdyż nie byłoby im na rękę mierzyć się z takim potężnym wrogiem. Dla pewności o pomyślności działań negocjacyjnych zdecydowano się pozostawić elfkę wraz z nadal blado wyglądającym Gillbertem tu, przy wyjściu. Reszta skupić miała się na rozmowie z istotą i wydostaniem grupy z tej sytuacji cało.

Tak więc zaraz po dość bezdźwięcznym skruszeniu ściany, na pierwszy ogień wspólnie ruszyli Ander, Maciej oraz Nulgath. Ukazała im się największa z dotąd widzianych jaskiń, a była na tyle duża, że mogła w sobie pomieścić pięć drewnianych chat oraz ogromny plac po środku. Pomiędzy chatami paliły się liczne ogniska, oświetlające pomieszczenie, dodające całej tej scenerii jeszcze bardziej groteskowego klimatu.

Na samym środku placu, wyznaczonego jakimiś malowidłami na ziemi, stała postać otoczona wyczuwalną, złą aurą. Zwrócona tyłem do trzech towarzyszy, z uniesionymi w górę dłońmi, recytowała słowa w nieznanym im języku. Wyczuwszy obecność kogoś poza sobą w pomieszczeniu, zaprzestała, obróciła się do nich i od razu zmierzyła ich wzrokiem od stóp do głów. Tą postacią okazał się być kolejny z goblinów, aczkolwiek nie wydawał się on być zwyczajnym goblinem. Było w nim coś, co od razu pozwalało stwierdzić, że nie jest to pierwszy lepszy szeregowy, czy też inny kucharz. Pomimo iż odziany w takie same, brzydkie i śmierdzące łachmany, jak reszta jego towarzyszy, miał w sobie ten przywódczy wygląd i wzrok, oceniający zagrożenie jednym spojrzeniem w ułamku chwili.

Zmarszczywszy nos, goblin przemówił do grupy głosem okropnym i skrzekliwym, aż za bardzo pasującym do wyglądu jego posiadacza. Mówił językiem wspólnym, a więc wszyscy odetchnęli, chociaż nie było wokół nich zbyt czystego powietrza. Goblin w pierwszych swoich słowach zapytał troje poszukiwaczy przygód, kim są, czego chcą i skąd przybywają. Zgrabnie zignorowawszy ostatnie pytanie, Nulgath odpowiedział na pozostałe dwa, jak najgrzeczniejszym tonem potrafił, by przypadkiem nie urazić potwora. Choć od prawdy tym słowom było daleko, brzmiał on na tyle przekonująco, iż goblin rozluźnił się nieco i kontynuował swoje przesłuchanie. Maciej i Ander szybko przedstawili mu sytuację z pająkami, oczywiście pomijając wszystkie goblińskie zwłoki widziane po drodze, mając nadzieję na ułaskawienie w związku z okazaną mu pomocą. Wynikiem tych słodkich, ubarwionych opowieści, gobliński szaman postanowił wynagrodzić podróżników, którzy szczęśliwie przechodzili obok i pomogli mu z jego pajęczym problemem oraz potworem przed jaskinią. Był na tyle łaskaw, że nawet pozwolił sobie zadać po jednej prośbie od każdego z przybyszów.

Tak więc pierwszym, który poprosił o nagrodę, został morderca wielkiego pająka - Ander. Pomyślawszy przez chwilę, uznał, iż gobliny to często spotykane stworzenia, a więc przydałoby mu się, jako poszukiwaczy przygód, znać ich język. Choć szaman nie mógł nauczyć go całego języka od tak, przekazał mu księgę, z której mógłby nauczyć się nie tylko języka goblińskiego, ale także orkowego. Mężczyzna podziękował szamanowi i zrobił miejsce dla kolejnych towarzyszy. Maciej, choć prosił o złoto, otrzymał worek nietoperzy, przydatny do odwracania uwagi, a demon Nulgath oddalił się z szamanem, aby porozmawiać o jakiejś tajemniczej sprawie na osobności. W tym czasie przyprowadzono również Sarę i Gillberta, zaraz po upewnieniu się, że żadne z nich nie sabotuje względnego spokoju, który teraz pomiędzy nimi panował. Na ich szczęście, szaman tak uradowany z rozwiązania jego problemów, pozwolił dodatkowym towarzyszom o prośby na takich samych warunkach, jak poprzedni trzej. Toteż elfka Sara otrzymała dzban pełen substancji wywołującej jakieś, bliżej nieokreślone efekty, a Gillbert, jako że wyznał o byciu zapalonym kucharzem piękne, śnieżnobiałe perły tworzące wypieki. Każdy złożył słowa podzięki szamanowi na miły koniec znajomości i grupa zaczęła powoli ruszać ku wyjściu. Nie zamierzali wracać się przez dawne leże pająków, wiedzieli bowiem, że druga droga wychodząca z tej jaskini to ta, wobec której wcześniej Gillbert miał złe przeczucia i poprowadzi ich prosto do wyjścia.

Ta historia nie mogłaby być prawdziwa, gdyby na sam koniec nie wydarzyło się jeszcze coś niedorzecznego, stawiającego całą wyprawę pod znakiem zapytania. Tak więc kilka kroków wgłąb jaskini ku wyjściu, nasza grupa poszukiwaczy przygód słyszy nadchodzące w ich kierunku krzyki, poprzedzanych głośno i szybko stawianymi krokami jakiegoś osobnika, prawdopodobnie goblina. Na ich karkach pojawia się pot, wszystkie złe uczynki, których dopuścili się zarówno tu, jak i w całym swoim życiu przebiegają im przez myśli, kiedy stają jak skamieniali w miejscu, oczekując tego, co ma się zaraz wydarzyć. Goblin wychodzi zza zakrętu i dostrzega grupę panikujących odmieńców, pospiesznie wymieniających pomiędzy sobą zdania na temat obecnej sytuacji. Nie rozumie ich jednak, gdyż jest tylko zwykłym goblinem, znającym jedynie swój język, a oni nie rozumieją jego, gdyż nie mieli szansy nigdy w swoim życiu uczyć się goblińskiego. Spontanicznie wymyślony plan Andera o próbie dogadania się z goblinem spalił na panewce, gdyż szukanie całych zdań w dopiero co otrzymanej księdze nie było możliwe z szybkością, jaką wymagała owa napięta sytuacja. Instynkty wszystkich z osobna w tym momencie przejęły nad nimi kontrolę i każdy, kto ocknął się z pierwszego szoku, rzucił się do ucieczki, byleby ratować swoje życie. Nulgath oraz Sara ominęli goblina bez większych problemów, od razu gnając przed siebie i nie oglądając się na pozostałych, mniej szczęśliwych towarzyszy. Gillbert możliwe bardziej zszokowany, niż po odkryciu skrzyni pełnej ludzkich zwłok, postawił jeden chwiejny krok przed siebie, kolejny, dłuższy za nim i runął jak długi na ziemię. Ander ani Maciej nie mogli się zdecydować nad sposobem ominięcia przeciwnika, a kiedy już musieli się ruszyć, dojrzeli skulonego na ziemi Gillberta. W przypływie adrenaliny, Maciej doskoczył do rozłożonego na ziemi kompana, podrzucił go sobie na barki z nadzwyczajną siłą i przeskoczył nad goblinem, równocześnie z Anderem wykonującym ślizg pomiędzy jego nogami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz