piątek, 29 stycznia 2021

Sesja siódma cz I

Obrady kwadratowego stołu    


Opuścili wieżę maga bogatsi nie tylko w informacje, ale i piętrzącą się górę pytań. Żaden z nich nie spodziewałoby się, że jeden niewinny kamień może przysporzyć im tyle trudu, a komuś innemu tyle problemów, co w przyszłości Marcusowi Blake'owi. Stojąc już za progiem, nadal próbując zrozumieć wszystko, co zostało im przekazane, usłyszeli od przechodzących nieopodal strażników coś interesującego. I kto wie, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie było ich tam, albo nie usłyszeliby tej jednej informacji: następnego dnia w samo południe, w rezydencji samego Marcusa Blake'a dojdzie do zmiany straży na nowo najętych ludzi. Zanotowali tę informację w pamięci z dużym, czerwonym wykrzyknikiem i postanowili powrócić do karczmy w celu przeprowadzenia narady. W niektórych z ich głów malowały się już zarysy planów, jakie mogliby wcielić w życie. Mieli jeszcze trochę czasu na ich doszlifowanie, nim dotarli do już dobrze znanego im lokalu.

Wkrótce zajęto miejsca przy stoliku z daleka od innych klientów i rozpoczęto dyskusje, w której głosy przewodzące należały do Papadopoulosa i Andera. Głównym planem Heldera była próba zbliżenia się do podejrzanego szlachcica poprzez zawiązanie z nim pewnych umów handlowych. Jak zapytacie? Nazwisko Andera grało w tym przedsięwzięciu główną rolę, gdyż pozwalało mu ono na stworzenie dokumentu, który to mógłby realnie połączyć relacją handlową Marcusa Blake'a wraz z Helderami. Taki list, podpisany nazwiskiem głowy rodziny, przekazany przez jego rodzonego syna mógłby łatwo zbliżyć poszukiwaczy przygód do ich celu. Ponadto samo wybranie się w pojedynkę prosto w paszcze lwa było ryzykowne, lecz mężczyzna uparł się na wypróbowanie jego planu. Ustalili ze szczegółami miejsca i godziny spotkań po wykonaniu tej próby, a także znaki informujące o bardzo złym obrocie spraw, gdyby tak się stało. Nie mogli zostawić niczego przypadkowi, a każdy musiał wiedzieć co robić. Najpierw jednak musiało dojść do spotkania i zaakceptowania propozycji, co stanowiło w tym planie największą niewiadomą. 

Z tego też powodu ustanowiono tak zwany "plan B" na wypadek, gdyby pierwszy nie zadziałał tak, jak sobie tego życzyli. Był on zainicjowany przez drugi głos w dyskusji - głos barda - i różnił się od pierwszego dość diametralnie. Po pierwsze, nie zawierał w sobie elementów pertraktacji, ani żadnej innej formy komunikacji werbalnej (gdyby przebiegł idealnie po ich myśli). Zapytacie więc, jak w takim razie taki plan może w czymkolwiek pomóc? Otóż jest wiele metod na odnalezienie dowodów na istnienie, bądź też na nieistnienie czegoś w dość konwencjonalny sposób - włamując się. Nie mogło to być jednak proste wtargnięcie na teren najbogatszego szlachcica w mieście. Ta opcja wymagała znacznie głębszego przemyślenia i rozplanowania działania każdego członka drużyny.

Po pierwsze  - dywersja. Uwagę wszystkich domowników, jak i pracowników należało odwrócić od faktu włamania. Poszukiwacze przygód nie chcieli jednak używać metod ekstremalnych tak jak morderstwa, czy też niszczenie mienia na większą skalę. To miała być w miarę możliwości cicha i niezauważalna z zewnątrz akcja. Wymyślono więc sposób, w jaki skutecznie odwrócą uwagę wszystkich, nie wyrządzając szkód w mieniu, bez krzywdy innych, z możliwością na zyskanie cennych informacji. Pożar to zagrożenie na tyle duże, żeby postawił na nogi każdego w zasięgu rezydencji. Wystarczyło jednak stworzyć jego pozory - to jest dym - gdzieś wewnątrz posiadłości, gdzie na pewno nie będzie znajdować się dla nich nic przydatnego, tak jak na przykład w kuchni. Sposób na podłożenie, jak i zdobycie czegoś takiego pozostawał jeszcze kwestią do przemyślenia. Przede wszystkim nie wiedzieli, jak stworzą taki dym, postanowili więc przeszukać targowisko wzdłuż i wszerz, żeby znaleźć coś, co da im pożądany efekt. Kwestia podłożenia dymu zależała od sposobu uruchomienia go, pozostawili więc ją do dalszego przedyskutowania.

Po drugie - zdobycie dowodów. Jednocześnie do dywersji, w innej części rezydencji sprawna w skradaniu osoba rozpocznie poszukiwania listów, dokumentów, podejrzanych przedmiotów - jednym słowem wszystkiego, co dałoby się podpiąć pod ich podejrzenia. Nie było to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać. W końcu nikt z nich nie był jeszcze w rezydencji, a więc nie mają pojęcia, jak wygląda ona wewnątrz, jaki jest jej układ, co znajduje się w pokojach i tak dalej. Zbyt wiele niewiadomych, jak na tak dużą operację. Trzeba było więc znaleźć sposób, w jaki zmaksymalizować szanse na powodzenie tej misji.

Z własną inicjatywą wystąpiła wtedy Sara, starająca się teraz odbudować nieco nadszarpnięte zaufanie drużyny wobec swojej osoby. Zaproponowała zagranie ukrytego szpiega pod przykrywką służby. Choć był to dobry pomysł, nie wszyscy byli pewni co do czystości zamiarów towarzyszki. Ostatnimi czasy jakby umysł każdego z nich przełączył się na funkcję "brak zaufania" i dopatrywali się intryg oraz kłamstw w każdej napotkanej osobie. Zaczęto więc dopatrywać się wad jej planu - jak dostanie pracę w rezydencji, jak poinformuje ich o wyglądzie wnętrza, jak zadba o nie wyjawienie swojego planu. Nieco zdesperowana i poirytowana elfka wykłóciła się o swoją rację, odprawiając wszystkich niedowiarków z kwitkiem i wyraźną wiadomością, że jest po ich stronie i dołoży starań, żeby im pomóc.

Gdzieś pomiędzy planem pierwszym a planem zapasowym padł jeszcze pomysł wtargnięcia do rezydencji przebranym za nowych strażników, ale pomysł stworzenia iluzji pożaru wydawał się im mniej niebezpieczny, bo nie stawiał nikogo siłą w sytuacji działania pod przykrywką w środku zamieszania. Jedyną wyraźną chętną do tej sztuki była elfka, która dostała tę rolę od swoich kompanów. Po tych rozmowach rozdzielili się, żeby przygotować wszystkie niezbędne składniki do udanego włamania. Sara miała kupić race i wkręcić się w służbę, Ander spróbować wcielić swój plan w życie, Nulgath z Larrym załatwiać swoje sprawy niezwiązane ze sprawą Bolton, a Papadopoulos i Maciej odwiedzić dwóch potencjalnych sojuszników: Edwarda Prestona oraz Gildię Kupiecką.

Z tak idealnym planem cóż mogłoby pójść nie tak?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz