piątek, 29 stycznia 2021

Sesja siódma cz II

Pióro potężniejsze od miecza    


Każdy wziął się za wykonanie swojej części planu natychmiastowo.

Sara, zdobywszy race do ewentualnego zaalarmowania drużyny o niepowodzeniu planu Andera na targu, za którymi rozglądać musiała się dobre kilkanaście minut, dotarła do posiadłości Blake'a. Wzięła głęboki oddech i zapukała w drewniane drzwi, większe i szersze od niej samej. Wkrótce pojawił się w nich lokaj - mężczyzna wysoki i barczysty, którego włos przykryła już siwizna, a odziany był w elegancki garnitur. Zmierzywszy elfkę od stóp do głów swoim bystrym spojrzeniem, zapytał ją o cel wizyty w rezydencji, na co elfka sprawnie stworzyła historię o poszukiwaniu zatrudnienia. Jak każdy, szanujący się poszukiwacz przygód stworzyła postać w potrzebie, której nie można było odmówić pomocy, bo miała niezbędne umiejętności do pracy. Tak więc po krótkim wywiadzie dostała się do wnętrza budynku, jako pomoc kuchenna na tygodniowym stażu.

W tym czasie również ze swoją misją wyruszyli Maciej i Papadopoulos. Mieli do przejechania całe miasto, więc wyruszenie z samego rana na pewno nie zaszkodziłoby ich grafikowi. Dla pewności powodzenia planu Andera bard wynajął uliczników jako dodatkowe pary oczu, które obserwować miały interesującą drużynę posiadłość. Sami w kilkanaście minut dotarli do północnej bramy, za którą mieścił się dworek Edwarda Prestona. Szlachcic powitał ich pomimo wczesnej pory, a usłyszawszy nazwisko swojego konkurenta Blake'a i zobaczywszy pismo od maga Bonasa, z wielką przyjemnością otworzył przed nimi drzwi swojego domu otworem, zapraszając do wspólnego śniadania.

Z zainteresowaniem wysłuchał podejrzeń nieznajomych, a kiedy skończyli, zakręcił swój wąs myśląc, w jaki sposób mógłby pomóc w ich przedsięwzięciu. Oczywiście nie wiedział nic o włamaniach ani innych, mniej legalnych aspektach planu - jego uwaga skupiona była w stu procentach na samej osobie Marcusa. W końcu, gdyby udało im się zdobyć potrzebne dowody, nie był to koniec ich misji, a zaledwie potrzebna motywacja do rozpoczęcia procesu, w wyniku którego namiestnik zostałby sprawiedliwie osądzony i ukarany. Ze sprawiedliwością bywa jednak różnie, szczególnie przy tak podstępnych osobowościach, jak Blake - o czym lepiej niż ktokolwiek inny wiedział Preston. Jego nieciekawa historia z namiestnikiem sięgała wstecz dobre kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Dlatego tym, czym przejął się najbardziej, był sposób udowodnienia winy Marcusa, kiedy będą już dostępne dowody - bo o ich istnieniu był przekonany chyba bardziej niż wszyscy mieszkańcy Bolton razem wzięci.

Problem z tą częścią planu skupiał się głównie w osobach, które miały dokonać tego sądu - w końcu kto przy zdrowych zmysłach odciąłby rękę, która ich karmi? Na pewno nie sędziowie w Bolton, bo karmieni byli bardzo dobrze i to z kieszeni samego Blake'a. Jak dowiedzieli się poszukiwacze przygód jedynym, godnym zaufania sędzią w Bolton był sam Bonas, do którego po pomoc udali się poprzedniego dnia. Musieli polegać więc na jego kontaktach z królem i chęci wsparcia ich sprawy, aby Blake doczekał się procesu tak sprawiedliwego, jak to było możliwe. Wsparci więc już przez dwie ważne osobistości, wyruszyli do Gildii Kupieckiej, na odchodne dostając jeszcze od Edwarda kilka butelek przezroczystego trunku własnej produkcji - Prestonówkę, a także pewną sumę w złotych monetach. Sytuacja z Gildią Kupiecką wyglądała dość podobnie - rozmowy zwieńczone patronatem pana Martino i jego niewielkim funduszem przeznaczonym na tę sprawę.

Część planu Andera wymagała jego uprzedniego przygotowania listu, na którego zredagowanie i stworzenie upłynęło mu nieco czasu. Nie stanowiło to jednak problemu, gdyż nie chciał składać wizyty takiej osobistości przy samym śniadaniu. W swojej szlacheckiej ogładzie stwierdził, że południe to będzie dobry moment na takie sprawy i wtedy też dotarł do rezydencji. Zapukał w te same drzwi, co kilka godzin wcześniej jego towarzyszka i tak samo jak ona został powitany przez lokaja. Również i w tej samej manierze podstępnego poszukiwacza przygód wmówił mu, iż przychodzi z ważną sprawą niecierpiącą zwłoki, co pozwoliło mu dostać się do wnętrza. Choć pan podobno wybierał się gdzieś, postanowił wysłuchać nieznajomego przebywającego na holu swojej rezydencji. Poproszony do jadalni, Ander ruszył w tamtym kierunku, jak zrobiłby każdy na jego miejscu, kto nie chciałby wydawać się podejrzanym.

Marcus Blake nie wyglądał tak, jak go sobie wyobrażał, ale w swój sposób jego dwa obrazy - rzeczywisty i ten głowie Andera - pasowały do siebie. Ten rzeczywisty wyglądał jak większość szlachty rezydującej w miastach, tak też był ubrany i taką roztaczał wokół siebie aurę - poważną, wymuszającą okazywanie szacunku i posłuszeństwa. Ander poznał już w swoim życiu wystarczająco dużo przedstawicieli tej warstwy społecznej, żeby odróżniać ich niczym kucharka ziarnka ryżu i grochu, kiedy mieszają się w tłumie z chłopstwem. Mężczyzna w średnim wieku siedział przy stole i spożywał posiłek, a na wejście gościa początkowo nie zareagował, by dopiero po chwili zaprosić go do spoczynku. Zerknął przelotnie na Andera, rozkazując mu w grzecznie dobranych słowach określenie celu swojej wizyty. Ten, odezwawszy się swoim latami wyćwiczonym do przemów, szlacheckim głosem, wyłożył mu sprawę tak krótko i przekonująco jak tylko potrafił. Zapanowała chwila milczenia, po której Blake wyjaśnił gościowi swój obecny pośpiech spowodowany wyjazdem w celu złożenia wizyty u samego króla. Z tą przegraną sprawą Ander nie mógł dyskutować, toteż postarał się ustalić kolejny termin spotkania, jaki wypadłby dopiero za cztery dni w południe, tuż po powrocie szlachcica. Nie mając nic więcej do dodania, pożegnał się z Marcusem i opuścił rezydencję, nie osiągnąwszy nic specjalnego.

Wszyscy, zmęczeni swoimi podróżami i zajęciami, spotkali się w karczmie dopiero wieczorem. Sara po swoim pierwszym dniu pracy na kuchni nie mogła jeszcze wnieść wiele pożytecznego, Ander dowiedział się tylko o nieobecności Blake'a, Nulgath załatwiał swoje sekretne sprawy gdzieś poza miastem, a Maciej i Papadopoulos mieli dość rozmów i pertraktacji, chociaż tego dnia wykonali kawał dobrej roboty. Rozmowy o jutrze odłożyli na poranek, bo żadne z nich nie miało ani chęci, ani sił do myślenia o tak skomplikowanych rzeczach. Mogli  teraz tylko nieco zrelaksować się w swoim towarzystwie przed nadchodzącymi dniami, w których miało wydarzyć się o wiele więcej, niż to sobie zaplanowali.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz